Miejscowości naprawdę związane z rytmem natury to te o rodowodzie średniowiecznym. Ich stare mury pamiętają czasy, gdy sposób życia, podróżowania, a nawet zarobkowania mieszkańców był ściśle powiązany z otaczającym krajobrazem – rzeką, lasami, zmiennością pór roku. Dziś ochrona przyrody, często traktowana po macoszemu, może tu choć trochę ogrzać się w blasku troski o zabytki i środowisko.
Rozwój cywilizacji i technologii rozluźnił związek miast z przyrodą. Zieloność stopniowo stawała się przeszłością, a nawet problemem. Co ciekawe, ten problem wcale nie jest nowy – już dawne kroniki wspominają o odwiecznych bolączkach: pladze szczurów czy much. Na wystawie nie mogło więc zabraknąć szczura wędrownego – zwierzęcia, które do dziś, obok gołębi i szpaków, stanowi istotny problem epidemiologiczny. Współczesne wyzwania to także duże zwierzęta, które zadomowiły się w miastach, jak dziki czy sarny, oraz te, które pojawiają się tylko na chwilę – jak jelenie czy łosie.
Wystawa sygnalizuje jednak jeszcze jeden, obecnie bardzo niedoceniany, a przyrodniczo niezwykle istotny problem – miasta stały się ostoją gatunków inwazyjnych, niezwykle groźnych dla rodzimej przyrody. W miejskich stawach coraz częściej można dostrzec żółwie czerwonolice, a w wielu miejscach zmniejsza się liczba naturalnie występujących gatunków, podczas gdy nietrudno spotkać norkę amerykańską czy szopa pracza.
Obecna ekspozycja to jednak nie tylko ostrzeżenie czy gorzka refleksja. Prezentujemy również przykłady rodzimych gatunków synantropijnych – zarówno tych symbolicznych dla miast, jak i mniej oczywistych. Jest więc pędząca przez park wiewiórka, najczęściej zwana Basią, jest wróbel, ale zobaczymy także rożeńca, ohara, a nawet bernikle białolice żerujące na portowym trawniku we Władysławowie.
Życie w mieście to również wyzwanie w zakresie znalezienia schronienia czy nowych sposobów zdobywania pokarmu. Niestety, pokarm przetworzony przez człowieka w większości przypadków nie jest dla zwierząt ani korzystny, ani zdrowy. To kolejny problem zdrowotny, wciąż niestety marginalizowany – bo przecież dotyczy zwierząt, a nie ludzi.
Na koniec, ostatnia refleksja, a może nawet apel autorów: spójrzmy na rolę lasów ochronnych wokół osiedli i stref przemysłowych. To w praktyce najtańszy i najprostszy sposób ochrony środowiska, izolacji akustycznej oraz poprawy estetyki otoczenia. Traktowanie tych lasów jako bariery rozwoju miast to droga donikąd. Jak słusznie napisał Jonasz Kofta: „w żar epoki nie użyczy wam chłodu żaden schron, żaden beton”.
W imieniu autorów oraz własnym życzę Państwu jak najciekawszych spotkań z miejską przyrodą.
Niech nam będzie zielono!
Marek Trzeciak
kurator wystawy, fotograf przyrody